ŚWIADECTWA ZBRODNI

Kampania informacyjna

sierpień 1944

Janina Rozińska, fragment zeznań z dnia 18 kwietnia 1947 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Razem z dziećmi znalazłam się w zajezdni w tłumie około 200 osób, przeważnie kobiet z dziećmi oraz kobiet ciężarnych wypędzonych tu zarówno ze schronu fabryki Franaszka, jak i z ul. Wolskiej. Grupa stłoczyła się na Młynarskiej obok ubikacji zajezdni. Dookoła nas stało około 40 żołnierzy SS i żołnierzy w mundurach bez odznak SS. W jakimś miejscu blisko stał karabin maszynowy, miejsca jednak nie umiem określić z powodu zbyt silnych wrażeń, jakie wtedy przeżywałam. Z karabinu maszynowego Niemcy otworzyli ogień do naszej stłoczonej grupy. Po pierwszej salwie ze stłoczonego tłumu zaczęli się podnosić ranni, a wówczas Niemcy rzucili w tłum granaty ręczne. Widziałam, jak z kobiety ciężarnej rannej w brzuch wypłynęło dziecko i, jak Niemiec podszedł, wziął żyjące dziecko, położył na jakimś żelazie i kłuł drutami. Ja znalazłam się pod ścianą ubikacji razem z mymi dziećmi. Synek mój został ciężko ranny po pierwszej salwie w tył głowy. Ja zostałam raniona granatem w obie nogi i brzuch. Od granatu została raniona w nogi, czaszkę, brzuch i piersi moja córka. Gdy wszyscy z grupy padli, Niemcy stojąc poza naszą grupą, strzelali do rannych, którzy się podnieśli lub poruszyli. Aż do zmroku podchodzili do leżących, celując do poruszających się, równocześnie z żartami i śmiechami, zwłaszcza gdy ranny został trafiony. O zmroku zdołałam wczołgać się do ubikacji, razem z synem, córką oraz 16-letnią Jadwigą Perkowską ranną w nogę. Synek mój dawał jeszcze słabe oznaki życia. Bez żadnej pomocy pozostałam jeszcze z córką i Perkowską przez dwa dni w ubikacji.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 149

Daniela Serafińska

Jesteśmy wszyscy na chodniku i w pewnym momencie widzimy, że stoją trzy karabiny maszynowe pod naszym domem. Jeden stoi przy domu Hankiewicza, ale bliżej ulicy Ordona, drugi stoi przy naszej bramie wejściowej i trzeci stoi już nie tam przy Prądzyńskiego na końcu, tylko tak mniej więcej ze dwadzieścia metrów dalej, może piętnaście, trzy karabiny. Zanim żeśmy się zorientowali, to poszła salwa strzałów z tych karabinów maszynowych. Poszła jedna salwa, poszła druga salwa i cisza. I wtedy zobaczyłam… Oczywiście, wszyscy padli i trupy zabitych… Ukucnęłam, właściwie tak siadłam, o w ten sposób [bokiem], i tu nogi. Za mną była moja mamusia, koło mnie. Po pierwszej salwie słyszałam, jak mówiła, bo już się zaczęły jęki, już ludzie zabici byli, a podobno karabin maszynowy ma to do siebie, że jeden dostanie trzy kule, a drugi obok nic, więc tam było różnie wtedy, „Danusia, żyjesz? Żyjesz?”. – „Żyję, mamo”. Byłyśmy w takim kontakcie, nie widziałyśmy się, bo też upadła, wszyscy ludzie upadli, jak zaczęli strzelać, i te trupy też. Mówię: „Żyję, żyję”. Jak przyszła druga salwa, to już po drugiej salwie mamusia mnie nie pyta, jest cisza, tylko ja pytam: „Mamusiu, żyjesz?”. Nic, cisza. Już wiedziałam, że nie żyje. […] I tak leżeliśmy w ich krwi. Przy drugiej salwie przede mną upadła dziewczyn, znałam ją, dziewiętnaście lat miała, ładna dziewczyna, blond włosy, warkocz długi do bioder i ona bezpośrednio [przede mną stała] i mnie zasłaniała, bo była wysoka, wyższa ode mnie, i jakoś widocznie przykucnęła tylko tak, że jej głowa wystawała. Tak się miało widocznie stać. Byłam w jesionce, mamusia mi ją dała, bo mówi: „Może gdzieś nas wywiozą”. Ludzie mówili wtedy, jak nas prowadzili, że pewnie nas wywiozą, że mężczyzn może gdzieś do obozów, a nas? Nie spodziewaliśmy się tego. Dopiero wtedy, jak odwróciliśmy się pod parkiem frontem do budynku, to wtedy zobaczyliśmy. Ta dziewczyna właściwie w pewnym sensie może mi uratowała życie, tak jakoś dostała od Niemców, że cała czaszka i te kawałki [czaszki], to tak mi [spadły] na moją jesionkę. Wokół mnie same trupy. Zresztą, jak się później okazało, to leżałam bliżej wejścia do parku, gdzie właściwie tylko ja ocalałam.”

Z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.

Aniela Przybylska, Warszawa 1944 r.

„3 czy 4 sierpnia usłyszeliśmy w mieszkaniu strzelaninę dochodzącą z pierwszego podwórza. Wybiegłam na klatkę schodową i stąd zobaczyłam przez okno, że na podwórzu znajduje się kilku SS-manów, którzy strzelają z ręcznych karabinów maszynowych na wszystkie strony. Na podwórzu leżały trupy kobiet i dzieci, Wiele kobiet i dzieci rozbiegło się bezładnie po podwórzu. Mężczyzn, z wyjątkiem jednego, który leżał zabity, nie widziałam (…) Udało nam się, po opuszczeniu naszego mieszkania, ukryć się w jednym z mieszkań na drugiej klatce schodowej. Ja schowałam się w ubikacji, kuzyn położył się na podłodze w kuchni, udając zabitego. Tu będąc, cały czas słyszeliśmy krzyki Niemców, strzały i okrzyki zabijanych Polaków dochodzące z podwórza i poszczególnych mieszkań. W mieszkaniu, gdzie ukryliśmy się, cały czas kręcili się Niemcy i plądrowali je. W pewnej chwili słyszałam, jak weszli do sąsiedniego mieszkania. Usłyszałam stamtąd krzyk kobiety: „nie zabijajcie mnie, po tym stuk ciała spadającego ze schodów i strzał. Wieczorem przekradliśmy się z tego mieszkania (przechodząc, widziałam na schodach ciało kobiety, sądzę, że była to ta, którą zrzucono ze schodów i zabito) z powrotem do naszego. Mieszkanie było całkowicie spalone. Zeszliśmy cicho po schodach, chcąc dostać się do piwnicy. Na parterze w klatce schodowej, przechodząc, zobaczyłam kilkanaście leżących na ziemi trupów kobiet i dzieci. Gdy zobaczyłam zbliżających się żołnierzy niemieckich, położyliśmy się między ciałami zabitych. Żołnierze nas nie dostrzegli. Ukryliśmy się następnie w piwnicy pod schodami. Czwartego dnia, gdyśmy siedzieli tam ukryci, poczuliśmy ogromny żar i usłyszeliśmy ryk ognia. Z odgłosów zorientowaliśmy się, że palą się trupy, które widzieliśmy leżące na klatce schodowej. Następnego dnia rano przedostaliśmy się na strych domu. Przechodząc, widzieliśmy na parterze klatki schodowej zwęglone kości ludzkie bez ciała, całych zwłok już tam nie było.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s.124.

Wanda Lurie, Warszawa 1944 r.

„Było już ciemno, kiedy egzekucje ustały. W przerwach oprawcy chodzili po trupach, kopali, przewracali, dobijali żyjących, rabowali kosztowności. Ciała dotykali przez jakieś specjalne szmatki. Mnie samej zdjęto z ręki zegarek, nie zauważyli przy tym, że jeszcze żyję. W czasie tych okropnych czynności pili wódkę, śpiewali wesołe piosenki, śmiali się. Obok mnie leżał jakiś tęgi, wysoki mężczyzna w skórzanej kurtce, który długo rzęził. Niemcy oddali pięć strzałów, zanim skonał. Te strzały raniły mi nogę. Leżałam tak przez długi czas w kałuży krwi, przyciśnięta trupami. Myślałam tylko o śmierci, jak długo będę się jeszcze męczyć. W nocy zepchnęłam martwe ciała leżące na mnie. Następnego dnia egzekucje ustały. Niemcy wpadali tylko kilkakrotnie z psami, biegali po trupach, sprawdzali, czy kto nie żyje. Słyszałam pojedyncze strzały, prawdopodobnie dobijali żyjących. Leżałam tak trzy dni, to jest do poniedziałku (egzekucja odbyła się w sobotę). Trzeciego dnia poczułam, że dziecko, którego oczekiwałam, żyje. To dodało mi energii i podsunęło myśl o ratunku. Zaczęłam myśleć i badać możliwości ocalenia. Próbując wstać, kilka razy dostałam torsji i zawrotu głowy. Wreszcie na czworakach przeczołgałam się po trupach do muru. Wszędzie leżały trupy, [w stosach] wysokości co najmniej mojego wzrostu i to na całym podwórzu.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s.130

Hanna Seliga, Warszawa 1944 r.

„Było nas kilkaset osób. Żołnierze niemieccy chodzili między nami i strzelali do poszczególnych osób. Na ulicy stał karabin maszynowy i jeździł tam i z powrotem czołg. Czy z czołgu tego strzelano, nie wiem. Ja leżałam na ziemi bokiem i przez palto, którym byłam przykryta, widziałam, co się dzieje. Widziałam, jak żołnierz strzelił do leżącej przede mną sąsiadki, a następnie do maleńkiego jej dziecka leżącego w wózku. Poza tym kolejno szli od strony ulicy i zabijali leżących. Gdy podszedł do mnie żołnierz, strzelił i zranił mnie w rękę. Na nogach moich leżała jakaś zabita kobieta. Około godz. 7.00, gdy prawie wszyscy zostali zabici, strzelanina ustała. Wtedy Polacy, którzy przyszli sprzątać zabitych, powiedzieli, by wstali ci, co żyją. Wtedy się podniosłam. Córki mojej nie było koło mnie, widać ciało jej zostało już zabrane. Ciała zabitych były zabierane na sąsiednią posesję, gdzie układane były w stos i podpalane.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 151

Zeznania Henryka Zaleskiego z 1948 roku przed Wrocławską Komisją Badania Zbrodni Niemieckich o zbrodniach popełnionych przez hitlerowców w rejonie ulicy Okopowej.

„Przypuszczam, że Niemcy rozstrzeliwali ludność cywilną polską miasta Warszawy w miarę zdobywania poszczególnych obiektów. Początkowo rozstrzeliwali ludność z Woli i okolicznych ulic przy ulicy Okopowej, a następnie z innych dzielnic miasta, w szczególności ze Starówki (Stare Miasto). Niemcy i własowcy palili zwłoki rozstrzelanych dzieci, kobiet i mężczyzn. 28 września w nocy zmuszeni byliśmy opuścić loch, bo Woch i Kalinowski wynosząc worki z kaszą z magazynu, kaszę rozsypali i w ten sposób wzbudzili podejrzenie u Niemców. Ukryliśmy się na cmentarzu żydowskim. Następnego dnia grupa partyzantów majora Bicza i kapitana Maksa odszukała nas. Razem z tą grupą przebywaliśmy na cmentarzu w grobowcach do 16 października. Po 28 września, obserwując tereny fabryczne częściowo spalone przy ulicy Okopowej 59, widzieliśmy, że kręcą się na tym terenie oddziały gestapo, żandarmerii i oddziały pomocnicze ukraińskie. Te oddziały, które rozstrzeliwały ludność polską, musiały stacjonować gdzieś w pobliżu Warszawy. Możliwe, że w Powązkach-Miasteczku, a to dlatego, że po podpaleniu stosu z ludźmi słychać było warkot odjeżdżających samochodów.”

Państwowy Instytut Wydawniczy, Ludność Cywilna w Powstaniu Warszawskim, Warszawa 1974, s. 585

Zeznania Stanisława Trzcińskiego z 1948 roku przed Warszawską Komisją Badania Zbrodni Niemieckich o zbrodniach popełnionych przez hitlerowców w rejonie ulicy Okopowej.

„Niemcy przestali chodzić na plac i strzały z placu już nie dochodziły. Przeniosłem się na teren spalonego domu przy ulicy Okopowej 53. Po upływie mniej więcej tygodnia przeniosłem się na teren cmentarza żydowskiego, ukryłem się tam w jednym z grobowców. W czasie jednej z wypraw po żywność natrafiłem na ukrywającą się w szkole przy Okopowej 55 grupę sześciu osób między innymi cztery kobiety (Korzeniakowa, Śledziowa, zamieszkałe obecnie przy ulicy Okopowej, Jankowska) i dwu mężczyzn — Bolesław Korzeniak zamieszkały obecnie w Warszawie przy ulicy Spokojnej i jakiś chłopiec Dołączyłem się do nich i razem ukrywaliśmy się na terenie szkoły do 8 grudnia 1944. Przedtem jeszcze dołączył się Stanisław Komar, który opowiadał, że widział na placu przy ulicy Okopowej 59 rozstrzelanie ludności i że ludzi tych potem w nocy palono na stosach. Co się obecnie dzieje z Komarem, nie wiem. W dniu 8 grudnia 1944 opuściliśmy szkołę i wydostaliśmy się poza Warszawę.”

Państwowy Instytut Wydawniczy, Ludność Cywilna w Powstaniu Warszawskim, Warszawa 1974, s 582

Stanisław Pętlak, fragment zeznań z dnia 8 marca 1946 roku przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Stanęliśmy, kobiety koło bramy do parku, bliżej ul. Elekcyjnej mężczyźni. Żołnierze zaczęli do nas strzelać z karabinów maszynowych od strony ul. Ordona. Karabiny z miejsca egzekucji nie były widoczne. Przy pierwszej salwie rzuciłem się do ucieczki, przeskoczyłem siatkę i upadłem w pokrzywy po wewnętrznej stronie parku, nie będąc rannym. Leżąc, widziałem, jak inni mieszkańcy naszego domu padali po salwach, jak żołnierz wyrwał z rąk młodej matki niemowlę, ją zastrzelił, a dziecko cisnął na szyny tramwajowe. Gdy salwy ucichły widziałem, jak żołnierze (Ukraińcy i zdaje się, że widziałem tam również SS-manów) chodzili między leżącymi, dobijając jeszcze żyjących strzałami z rewolweru. Po krótkiej przerwie przeprowadzono pod siatkę ogradzającą park Sowińskiego grupę kobiet z dziećmi i mężczyzn z domu magistrackiego (narożny) Wolska numer 132 i Elekcyjna 1/3. Później salwy bliższe i dalsze słyszałem cały dzień, pod siatkę doprowadzano kolejne grupy mężczyzn, kobiet i dzieci, lecz ile osób, a także ile razy grupy doprowadzono, nie umiem określić. Wieczorem widziałem, iż grupa mężczyzn z ludności cywilnej zaczęła znosić zwłoki z miejsca egzekucji na skwer w parku. Tego dnia znoszenie zwłok nie zostało ukończone. Nie widziałem, jak zwłoki palono.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 39

Stanisław Adamczewski, fragment zeznań z dnia 29 kwietnia 1946 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„6 sierpnia, inna grupa „Ukraińców” podpaliła nasz dom. W kilka dni później nowa ich grupa znalazła Henryka Pieczonkę i uprowadziła. Jego zwłoki, porzucone w gruzach, rozpoznałem w 1945 r. po oswobodzeniu. Nie pamiętam daty, kiedy jakaś grupa żołnierzy niemieckich ujęła i mnie. Zostałem przyłączony do grupy robotników zakwaterowanej przy ul. Sokołowskiej. Na drugim piętrze domu, gdzie mieszkaliśmy, kwaterował oddział robotników Verbrennungskommando, używany do palenia zwłok. Od nich słyszałem, iż ciała rozstrzelanych z naszego podwórza zostały spalone. Mówili także, iż wiele trupów spalono na podwórzu domu numer 4 przy Wolskiej. W ogródku Fundacji Staszica spalono duży stos ciał ludzkich, ułożonych na pryzmie węgla, który tam był składowany. Podobno w ogródku Fundacji rozstrzeliwano mieszkańców okolicznych domów od strony ul. Karolkowej. Chodziłem do pracy przy rozbieraniu barykad. Pracując przy rozbieraniu barykady przy Hali Mirowskiej w końcu sierpnia 1944 r. widziałem, jak żołnierze niemieccy rozstrzelali dwu ujętych powstańców w wieku 15-17 lat.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 43

Włodzimierz Włodarski, fragment zeznań z dnia 18 kwietnia 1947 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„W czasie swojego pobytu na terenie naszego szpitala oddziały niemieckie dokonały szeregu zbrodni i grabieży. Pierwszym co do daty faktem był następujący: 8 sierpnia SS-mani grupy bojowej generała Dirlewangera przyprowadzili na teren szpitala dwóch powstańców (w wieku około 18 lat), kazano im zdjąć buty, porwano na nich mundury wojskowe polskie i zerwano czapki z orzełkami. Uczyniwszy z nich w ten sposób oberwańców, kazano im trzymać między sobą flagę czerwoną z białym orłem, po czym fotografowano ich, a następnie zostali powieszeni na drzewie między kuchnią a oddziałem dla chorych i znowu fotografowani. Zdjęci zostali dopiero po kilku godzinach, po kilkakrotnej interwencji polskiej dyrekcji szpitala.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s.221

Władysław Pec, fragment zeznań z dnia 24 kwietnia 1947 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Leżałem pod trupami bez ruchu (bojąc się dobicia) aż do godz. 12.00 w nocy. Potem, ze względu na to, iż panowała cisza, wyczołgałem się z fabryki makaronów do domu przy ul. Płockiej 25, który stał w płomieniach. Czołgając się, widziałem, iż w miejscu egzekucji są tylko zwłoki mężczyzn. Razem ze mną ocalał wtedy młody chłopak, Szymański, który obecnie mieszka gdzieś na Woli. Szymański nie był ranny, ocalił go niski wzrost, ponieważ żandarm mierzył w głowę. Nazajutrz zobaczyłem na podwórzu naszego domu leżące cztery czy pięć zwłok lokatorów domu. Pozostali zostali rozstrzelani na placu przed budynkiem numer 23 razem z jego lokatorami. 6 i 7 sierpnia 1944 r. kolumna robotników z ul. Sokołowskiej uprzątała zwłoki z Płockiej i z fabryki makaronów, paląc je na terenie fabryki. Potem słyszałem, iż z tego terenu znieśli około cztery tysiące zwłok. Ukrywałem się z kilku mężczyznami (którym udało się uniknąć egzekucji) na Płockiej aż do 12 września, kiedy z powodu braku wody byliśmy zmuszeni wyjść na ulicę. Wtedy ujęli nas Niemcy i odprowadzili do kościoła św. Wojciecha, skąd odesłano nas do obozu przejściowego w Pruszkowie.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s.72

Felicja Kamińska, fragment zeznań z dnia 22 kwietnia 1947 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Grupa Niemców wpadła na podwórze, wołając raus. Ludność cywilna zaczęła wychodzić. Słyszałam straszne, rozpaczliwe krzyki. Będąc w mieszkaniu własnym, siedmiopokojowym, na pierwszym piętrze, wyglądałam na ulicę i podwórze. Usłyszałam strzały i wybuchy granatów. Kiedy wyjrzałam na podwórze, zobaczyłam pod balkonem drugiego bloku na podwórzu kupę zwłok, prócz tego w różnych miejscach podwórza leżały porozrzucane zwłoki pojedynczych osób, przeważnie dzieci. Usłyszałam tupot nóg i w poszczególnych mieszkaniach krzyki, wybuchy granatów i strzały. Nie wiem, dlaczego do mego mieszkania Niemcy nie weszli, mimo iż zamknęłam mieszkanie i nie wyszłam. Egzekucje trwały pół godziny, po czym nastała cisza. Zorientowałam się, iż oddział egzekucyjny udał się do restauracji na parterze domu od frontu. Dom został podpalony. Widząc, iż tylko jeden Niemiec pilnuje bramy, ponieważ dusiłam się już od dymu, wyszłam z domu i przebiegłam przez podwórze, dostając się na tereny fabryczne. Przechodząc przez podwórze, widziałam leżących około 50 zwłok. Potem, orientując się, kto z lokatorów zginął, doszłam do przekonania, iż w czasie egzekucji zabito ponad 50 lokatorów naszego domu. Nocą z 6 na 7 sierpnia wyszłam z Warszawy. Zwłoki zostały później spalone na podwórzu. Już w roku 1945, gdy mąż wrócił do Warszawy, szczątki zostały zebrane i pochowane w ogródku, a następnie rodziny ekshumowały prochy, przenosząc na cmentarz.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 50

Wiesława Chełmińska, fragment zeznań z dnia 7 maja 1947 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

Na korytarzu stała grupa SS-manów, a przy wejściu do każdego oddziału stał SS-man z bronią gotową do strzału (z „rozpylaczem”). Kazano mi wejść do oddziału, gdzie leżał stos trupów wysokości metra i kałuże krwi. Mnie i matce kazano wejść na zwłoki. Matka weszła pierwsza i widziałam, jak SS-man strzelił jej w tył głowy i jak upadła. Weszłam za nią i upadłam, nie czekając, aż żołnierz do mnie strzeli. Strzelił jednak, raniąc mnie w prawe ramię. Po mnie około dwudziestu osób musiało wchodzić na stos, zanim je rozstrzelano. Na mnie upadło kilka zwłok, tylko głowę miałam nie przykrytą. W piwnicy znajdował się ścienny zegar, który wybijał godziny, dzięki temu wiem, iż była godzina pierwsza w nocy, gdy SS-mani odeszli. Nie wiem, kiedy wzniecili pożar. Około godz. drugiej poczułam, iż moje buciki podbite gumą zaczynają się tlić. Wydostałam się spod trupów i przeszłam do następnego oddziału piwnicy, gdzie leżało wewnątrz przy drzwiach około piętnastu zwłok.

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 172

Maria Kamińska, fragment zeznań z dnia 7 maja 1946 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Gdy nadeszła moja kolej, schodząc po schodach, wiedziałam, po co mnie prowadzą. W piwnicy paliło się światło. Znajdowało się tam szereg oddziałów wzdłuż korytarza. Zobaczyłam przez otwarte drzwi trzech oddziałów leżące na ziemi zwłoki. Przy drzwiach stali żołnierze z rewolwerami w ręku. Trzej idący przede mną wchodzili na zwłoki, a stojący przy drzwiach żołnierze strzelali im w tył głowy. Zobaczywszy, iż odbywa się egzekucja, zaczęłam krzyczeć i opierać się. Jakiś żołnierz chwycił za ramiona mnie i idącą za mną kobietę i obie nas wepchnął do pierwszego oddziału piwnicy, na lewo od wejścia. Za progiem przewróciłam się, nie będąc ranną. Poczułam, że na nogi upadła mi kobieta. Potem wchodziły i były zastrzelone kolejne osoby. Na mnie leżało kilka trupów. Leżąc koło szafki z bandażami, rzuciłam bandaże żyjącym rannym mężczyznom. W tym oddziale, licząc na oko, zwłok mogło być do 50. W pewnej chwili posłyszałam kroki. Dwóch żołnierzy polało jakimś płynem ciała leżące przy drzwiach, a następnie podpaliło je. Ogień buchnął. Ranni mężczyźni rzucili się do ucieczki. Żołnierze ich gonili i nie wiem, czy ucieczka się udała.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 169

Otylia Truka, fragment zeznań z dnia 29 marca 1946 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

Zaprowadzono nas ul. Wolską do Szpitala św. Stanisława. Tam przebywałam wraz z personelem Szpitala św. Łazarza. Pracowałam jako pielęgniarka, z tym, że nie wolno mi było opuszczać terenu szpitala, który był opanowany przez Niemców. Po pięciu dniach niemiecki lekarz naczelny pozwolił mnie i kilku innym osobom powrócić do Szpitala św. Łazarza po nasze rzeczy. Udaliśmy się tam całą grupą pod konwojem Niemców. Gdy weszłam na teren naszego szpitala, widziałam leżących na podwórzu w różnych miejscach kilkanaście trupów ludzkich. Budynki szpitalne były częściowo spalone. Mój oddział urologiczny jedyny nie był spalony. Gdy tam weszłam, zobaczyłam na łóżkach zabitych tych chorych, którzy się sprzeciwili zniesieniu ich na dół. Było ich kilku, wszyscy mieli rany postrzałowe. Koleżanki moje, które wraz ze mną przyszły, opowiadały mi, że widziały wiele trupów w suterenach budynku numer 4 oraz w budynku numer 2.

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 181

Barbara Krzemińska

„Teraz odbywa się prawdziwy mord i rzeź, nieludzkie jęki i wycia dochodzą z piwnic od rannych, słychać pojedyncze wystrzały. Zdaje się, że mury pękną, nie wytrzymując tyle bólu i krwi. Nie wiem, jak długo to trwało, czas chyba zatrzymał się. Nie wolno się ruszyć, a z drugiej strony, od budynku „E”, już warczy karabin maszynowy i grad pocisków kładzie pod murem cały personel tego oddziału. Leżą zabici, siostry zakonne, pielęgniarki, któryś z funkcjonariuszy gospodarczych z dziećmi, we framudze piwnicy leży doktor Szymańska, koło niej mnóstwo bezładnie skłębionych ciał, to ci chorzy, którzy chcieli do końca być z Panią Doktor. Jeszcze okrzyk „Niech żyje Polska!” przeszywa gorące od płomieni powietrze i już cichnie. Ranni wybici, pomordowani leżą każdy na swoim posłaniu, została tylko nas mała grupka. Niemcy jak opętani biegają wśród trupów, żądają kluczy od płonących magazynów. Dwie zakonnice idą je zdać, ale nie wracają już, pod magazynem padły rozstrzelane. W naszą stronę padają pociski, z tłumu sterczy już tylko gdzieniegdzie głowa. Od gorąca bolą oczy, twarz pali. Zalega cisza, czuć zapach dymu i nadpalonych ciał, które oblano benzyną. Nie wiadomo, dlaczego kule nie imały się nas. Zostajemy wyprowadzeni ze szpitala. Niemiec informuje nas, że rozstrzelani będziemy gdzie indziej. Szkoda opuścić „Łazarza” i swoich bliskich, których pełno tu wszędzie leży. Idziemy, potykając się o ciała ludzkie, koło bramy upadam, zawadziłam o rozciągnięte zwłoki powstańca w tygrysiej bluzie. „Łazarz” płonął jeszcze całą niedzielę 6 sierpnia. Po dziesięciu dniach, ponieważ pracowałam u św. Stanisława na Woli, udaje mi się przedostać do „Łazarza”, aby odnaleźć zabitą koleżankę Irenę Rutkowską. Zeszłam do podziemi. Pamiętam wielu rannych. Teraz, po śmierci, po upływie dziesięciu dni, leżeli oni w takim porządku jak tej tragicznej nocy, w powietrzu tylko unosi się trupi mdły zapach. Niemiec, który łaskawie poszedł ze mną, był na tyle wrażliwy, że musiał wyjść. Mogłam swobodnie szukać znajomych i zapamiętać sobie na całe życie, do czego byli zdolni ci barbarzyńcy. Jedna z piwnic, w której stłoczeni byli chorzy, dosłownie zawalona górą trupów, na twarzach ofiar malował się jeszcze okrutny lęk godziny śmierci. Na podwórzu już szykowali widocznie grób, bo ziemia była rozkopana, a pod ścianami mnóstwo zwęglonych ludzkich szczątków, nikogo nie można było rozpoznać. Inne, częściowo spalone, o upiornych twarzach, trzykrotnie chyba powiększonych, i wypalonych oczach.

Archiwum IPN w Warszawa, IPN GK 182/131, Powstanie Warszawskie. Protokoły przesłuchania świadków odnośnie rozstrzelania rannych i chorych oraz części personelu Szpitala św. Łazarza, s 52-56

Lucyna Lange, fragment zeznań z dnia 11 stycznia 1946 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Widziałam dookoła szpitala dużo trupów, były i na progu szpitala, i na chodnikach , i na jezdni. Niektóre ciała były w kitlach szpitalnych, inne ubrane po cywilnemu. Leżały też trupy powstańców. Od 6 sierpnia przez dwa tygodnie chodziłam po żywność i widziałam masę pomordowanych kobiet, dzieci i mężczyzn, i to zwykle po 10, po 20. Rzadko kiedy trupy spotykało się pojedynczo. Na Górczewskiej w podwórzach domów, prawie w każdym podwórzu, leżały stosy trupów. Liczby pomordowanych ustalić nie mogę. W każdym razie, gdy wychodziłam ze szpitala ul. Płocką, Górczewską do Koła, to za każdym razem widziałam setki trupów. Widziałam, iż polscy robotnicy pod komendą SS-manów palili trupy na Górczewskiej na terenie piekarni Majewskiego. Robotnicy polscy znosili na stos trupy, oblewali benzyną i podpalali. Kości z tych stosów zostały zniesione do dwóch mogił, które są naprzeciwko Szpitala Wolskiego – zajmował się tym dr Rott w marcu 1945 r.

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 196

Mieczysław Krzysztoforski, fragment zeznań z dnia 16 kwietnia 1946 r. przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie.

„Derkacz opowiadał, że w chwili egzekucji pobiegł do jednego z płonących domów. Gdy dobiegał do domu, przestrzelono mu rękę. W domu tym w jednym z mieszkań natknął się na kilka powieszonych kobiet. Poodcinał je i okazało się, że dwie z nich żyły. Okazało się, iż Niemcy podpalili dom z mieszkańcami, kobiety te, bojąc się wyskoczyć z płonącego domu i patrząc przez okno na miejsce egzekucji mężczyzn (tam, gdzie ja byłem), może byli [to] ich najbliżsi, powiesiły się same. Wszystkie sześć i jedno dziecko, w jednym mieszkaniu. Derkacz nadmienił, iż spośród pięciu trzy żyły po odcięciu powrozu. Jednakże jedna z nich, która powiesiła też swoje dziecko, po ocuceniu się, widząc, że ono już nie żyje, powiesiła się powtórnie. Natomiast obie pozostałe kobiety uratowane (nazwisk nie znam) uciekły, przy czym jedna z nich uciekła razem z Derkaczem, a później też z nami.”

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego, Zapisy Terroru II Warszawa, Warszawa 2017, s. 206

poznaj historię
niemieckiej zbrodni
na polakach

Ufundowano ze środków