Jedna z największych zbrodni przeciw cywilom
podczas II Wojny Światowej

historia

Kampania informacyjna

sierpień 1944

Rzeź Woli

jedna z największych zbrodni
przeciwko ludności cywilnej
podczas II wojny Światowej. 

Powstanie warszawskie.
Ofiary masowych egzekucji
Fotografia ze zbiorów
Muzeum Powstania Warszawskiego
W pierwszych dniach Powstania Warszawskiego Niemcy wraz ze swoimi wschodnimi kolaborantami dopuścili się zbrodni, które nawet po 77 latach budzą grozę. Mowa tu o wymordowaniu kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców warszawskiej dzielnicy Wola. Apogeum masakry przypadło na 5 i 6 sierpnia 1944 r. W kolejnych dniach także dochodziło do zbrodni, jednak nie miały one charakteru tak masowego, jak podczas dwóch najtragiczniejszych dni.
    W omawianym czasie Wola była wysuniętą na zachód dzielnicą Warszawy. Jej głównymi arteriami komunikacyjnymi były – prowadzące w kierunku Śródmieścia – ulice: Górczewska, przechodząca w Leszno; Wolska, której przedłużeniem była Chłodna oraz biegnąca prostopadle do nich Okopowa. Była to dzielnica robotników, pracujących w licznych w tym rejonie miasta fabrykach, oraz drobnych rzemieślników. Nie był to obszar zamieszkany przez bogaczy – w przeważającej części jej mieszkańcy byli niezamożni. Wielopokoleniowe rodziny często tworzyły ze swoimi sąsiadami zżyte wspólnoty. Rzeź Woli oznaczała zniknięcie z dnia na dzień ludzi tworzących historię tej dzielnicy.

    Działania powstańców na Woli w dniach od 1 do 4 sierpnia nie obfitowały w sukcesy, jednak nieprzyjaciel również nie dysponował siłami zdolnymi do pokonania polskich zgrupowań. We wspomnianym okresie główną siłą niemiecką byli żołnierze Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring”, z którymi – bez sukcesu – starli się Polacy. Wzięci do niewoli powstańcy zostali zamordowani. Zbrodni, w sposób chaotyczny, dokonywały także inne jednostki niemieckie wchodzące w skład warszawskiego garnizonu.

    Do końca pierwszej fazy powstania ludność cywilna stanowiła wsparcie dla powstańców – między innymi czynnie włączyła się we wznoszenie barykad na ulicach. Początkowo ataki niemieckie nie miały na celu pokonania walczących oddziałów polskich, a jedynie przebicie się w stronę Śródmieścia, co też się udało. Niemcy wykorzystali do tego pojmanych cywilów, których gnali przed czołgami jako żywe tarcze. Powstańcy, nie chcąc zabijać Polaków, nie atakowali przebijających się niemieckich tanków.

    Zbrodnie popełniane przez oddziały niemieckie dokonywane były od początku powstania – wypędzano ludzi z domów, które następnie podpalano, od razu mordowano schwytanych powstańców (bądź tych, których Niemcy za takich uważali). Rozstrzeliwano cywilów, ukrywających się w piwnicach mordowano za pomocą wrzucanych do nich granatów. Utworzono także punkt do przetrzymywania ludności przy kościele św. Wojciecha. Jednak dla mieszkańców Woli najgorsze miało dopiero nadejść.

    Na wieść o walkach w Warszawie, szef SS Heinrich Himmler zadecydował o powierzeniu dowództwa nad grupą bojową, mającą spacyfikować m.in. Wolę, gen. policji Heinzowi Reinefarthowi. W skład sił przeznaczonych do tego celu wchodziły bataliony policyjne z Kraju Warty. Do Warszawy posłano także żołnierzy 36. Dywizji Grenadierów SS „Dirlewanger” oraz jednostki kolaboracyjne, złożone z obywateli Związku Sowieckiego: Brygadę Szturmową SS RONA (złożona głównie z Rosjan i Białorusinów, odznaczyła się bezwzględnością na warszawskiej Ochocie) oraz dwa bataliony złożone z Azerów (część Oddziału Specjalnego „Bergmann” oraz I Azerbejdżański Batalion Polowy, będący częścią 111. Pułku Piechoty Wehrmachtu). Dowództwo nad całością sił niemieckich w Warszawie objął gen. SS Erich von dem Bach-Zelewski.

    5 sierpnia rano siły pacyfikacyjne przystąpiły do wykonania swojego zbrodniczego zadania. O ile do południa ich działania były chaotyczne, to w dalszej fazie dnia przeistoczyły się w planową masakrę ludności Woli. Wraz z posuwaniem się Niemców w stronę Śródmieścia, domy położone wzdłuż ulicy Wolskiej i sąsiadujących kwartałach podpalano jeden po drugim. Część ofiar płonęła żywcem, pozostałych rozstrzeliwano od razu bądź pędzono do kilkudziesięciu punktów w dzielnicy, gdzie czekała ich śmierć. Nie oszczędzano nikogo – bestialsko mordowano wszystkich, bez względu na wiek. Do płonących budynków wrzucano maleńkie dzieci wyrwane próbującym je ratować matkom. O skali zbrodni niech świadczy lista głównych miejsc kaźni wraz z przybliżoną liczbą pomordowanych: w rejonie ulic Moczydło i Górczewskiej (gdzie w halach zakładów kolejowych zgromadzono wygnaną z domów ludność) życie straciło od 10 do 12 tys. osób; w fabryce Ursus przy ul. Wolskiej 55 Niemcy zamordowali od 6 do 7,5 tys. ludzi; w Fabryce Franaszka na tej samej ulicy pod nr 41/45 – od 4 do 6 tys. zabitych. Po ponad 1000 ofiar pochłonęły egzekucje: na terenie zajezdni tramwajowej przy ul. Młynarskiej, Parku Sowińskiego oraz na ul. Wolskiej 120. W pozostałych punktach zabito tego dnia od kilkudziesięciu do kilkuset osób.
5 sierpnia nie oszczędzono także szpitali: w Szpitalu Wolskim Niemcy zamordowali ok. 350 osób spośród pacjentów oraz personelu, a ponad 1000 osób straciło życie w Szpitalu św. Łazarza.

    Tego samego dnia wieczorem głównodowodzący siłami niemieckimi w Warszawie Erich von dem Bach-Zelewski wydał rozkaz o zakazie mordowania kobiet i dzieci. Nie kierowały nim jednak pobudki humanitarne – kalkulował, że masowe zbrodnie będą umacniać opór powstańców, a dla niego priorytetem było jak najszybsze „odblokowanie” miasta (Niemcy prowadzili wtedy walkę z Sowietami po prawej stronie Wisły – przez Warszawę przechodził ważny szlak zaopatrzeniowy). Rozkaz ten jednak nie od razu był respektowany.

    W dniu 6 sierpnia rzeź trwała nadal. Najwięcej osób zamordowano tego dnia w składzie fabrycznym przy ul. Wolskiej 79/81 (ok. 2 tys. ofiar, w tym 30 redemptorystów z klasztoru przy ul. Karolkowej). Ponadto egzekucji dokonywano: we wspomnianej już Fabryce Franaszka, na terenach przyległych do kościoła św. Wawrzyńca oraz nieopodal Szpitala Wolskiego
– w tym ostatnim miejscu zamordowano kilkaset osób, w tym wziętych do niewoli powstańców. Ofiarami azerbejdżańskich jednostek kolaborujących z Niemcami padło też od 200 do 300 osób w Szpitalu Karola i Marii. Zarówno jednostki niemieckie, jak i sprzymierzone z nimi dopuszczały się gwałtów ze szczególnym okrucieństwem na dziewczynkach i kobietach. Ponadto oprawcy w bestialski sposób mordowali dzieci, roztrzaskując im głowy lub żywcem wrzucając do ognia.

    Po dwóch dniach zbrodni wolskie ulice pełne były rozkładających się ludzkich zwłok. Niemcy, nie chcąc dopuścić do epidemii (a także zapewne dla zatarcia śladów swoich zbrodni), utworzyli ze schwytanych Polaków specjalne grupy – Verbrennungskommando – których zadaniem było palenie ciał zamordowanych. Wielu z tych ludzi zostało po wykonaniu swojego zadania zamordowanych.

    Jak już wspomniano, dla wypędzanych z Warszawy utworzono punkt zborny na terenie kościoła św. Wojciecha. Stamtąd od 6 sierpnia gnano ludność piechotą do obozu przejściowego w podwarszawskim Pruszkowie. W kolejnych dniach transportowano wygnańców także pociągami z Dworca Zachodniego. Zarówno w punkcie zbornym, jak i w trakcie drogi do obozu, mieszkańcy Woli narażeni byli na rabunki i gwałty, dokonywane przez stanowiących eskortę żołnierzy niemieckich oraz jednostek kolaboracyjnych. Dokonywano także egzekucji na ludziach niemogących poradzić sobie z trudami marszu.

    7 sierpnia nacierający Niemcy umacniali swoje pozycje i coraz dalej posuwali się w kierunku Śródmieścia. Egzekucje w kilku punktach dzielnicy pochłonęły tego dnia ok. 4 tys. ofiar. Głównymi miejscami kaźni były Hale Mirowskie oraz wymienione uprzednio okolice kościoła św. Wawrzyńca. Egzekucje trwały także w późniejszych dniach, a ich ofiarami, oprócz nielicznych już mieszkańców Woli, byli powstańcy i ludność innych dzielnic Warszawy. Nie przybrały jednak one aż takiej skali jak w dniach 5-7 sierpnia 1944 r.

Całkowita liczba ofiar rzezi Woli do dziś jest nieustalona. Szacunkowa liczba ofiar oscyluje między 15 tys. (co wydaje się liczbą mało prawdopodobną) a nawet ponad 60 tys. mieszkańców dzielnicy. Współcześnie przyjmuje się, że w tych tragicznych dniach zginęło na Woli ok. 35-50 tys. Polaków. Zniszczeniu uległa także większość zabudowań dzielnicy, w tym liczne zakłady przemysłowe. Wskutek metodycznego mordowania mieszkańców poszczególnych kamienic, ginęły całe rodziny. Wielu spośród tych, którym udało się przeżyć, nie wrócili po wojnie do swoich domów. Ofiarami nie byli jedynie zabici. Świadkowie, którzy pozostali przy życiu, przez lata zmagali się z tragiczną przeszłością – matki i ojcowie, którzy widzieli śmierć swoich pociech; dzieci, które w jednej chwili zostały sierotami i same musiały ruszyć na tułaczkę…

    Po 1945 roku przystąpiono do ekshumacji zamordowanych mieszkańców Woli, a także ofiar z innych części miasta. Dwa lata po rzezi Woli odbył się pogrzeb pomordowanych. Około 100 trumien, z których każda zawierała od 8 do 12 ton prochów ludzkich zostało pochowanych na terenie Cmentarza Powstańców Warszawy.

    Na koniec przyjrzyjmy się losom sprawców tej ogromnej zbrodni. Szczególnie bulwersująca jest sprawa dowodzącego siłami pacyfikacyjnymi na Woli, gen. Heinza Reinefartha. Mimo aresztowania go przez wojska amerykańskie, nie został ekstradowany do Polski. Po roku 1949 zaczął robić karierę polityczną – w latach 1951-1957 był burmistrzem miasta Westerland w RFN, od roku 1958 sprawował mandat posła do Landtagu kraju związkowego Szlezwik-Holsztyn. Przeciw Reinefarthowi dwukrotnie prowadzono śledztwo, jednak w 1967 r. definitywnie je umorzono. Niemiecki wymiar sprawiedliwości nie negował faktu popełnienia zbrodni na Woli, jednak rzekomo nie znaleziono dowodów na pociągnięcie do odpowiedzialności konkretnych sprawców, w tym Reinefartha. Katowi Woli, za przedłużające się postępowanie, zostało przyznane odszkodowanie pieniężne – 100 tys. marek zachodnioniemieckich. Być może wpływ na to miała nazistowska przeszłość zarówno oficerów policji, jak i sędziów oraz prokuratorów prowadzących sprawę. Heinz Reinefarth przez ostatnie lata życia praktykował jako adwokat. Zmarł – nie ponosząc żadnych konsekwencji swoich zbrodni – w 1979 roku.

Erich von dem Bach-Zelewski po 1945 roku był świadkiem oskarżenia w trakcie procesu norymberskiego. W powojennych Niemczech kilkukrotnie więziony, skazany ostatecznie na dożywotnie więzienie w 1962 roku. Żaden z wyroków nie dotyczył jednak jego działań podczas Powstania Warszawskiego, ani zbrodni popełnionych w trakcie okupacji Łotwy, Białorusi, a także w Rosji i na wschodnich rubieżach Polski. Zmarł w 1972 roku podczas odbywania kary więzienia.

    Oskar Dirlewanger, dowódca 36. Dywizji Grenadierów SS, po schwytaniu w 1945 roku przez wojska francuskie, został zabity w obozie jenieckim, prawdopodobnie przez polskich strażników lub współwięźniów.

 

Bibliografia

  • N. Davies, Powstanie ‘44, tłum. E. Tabakowska, Kraków 2004.
  • K. Komorowski, Bitwa o Warszawę ‘44. Militarne aspekty Powstania Warszawskiego, Warszawa 2004.
  • H. Kuberski, Walki SS-Sonderregiment Dirlewanger o Wolę a egzekucje zbiorowe ludności cywilnej, „Dzieje Najnowsze”, vol. 53, nr 1, ss. 137-176.
  • P. Gursztyn, Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona, Warszawa 2021.

A. L. Sowa, Kto wydał wyrok na miasto? Plany operacyjne ZWZ-AK (1940-1944) i sposoby ich realizacji, Kraków 2016.

poznaj historię
niemieckiej zbrodni
na polakach

Ufundowano ze środków